Mam 28 lat, mieszkam odkąd pamiętam w bloku i do niedawna myślałem,
że problemy klatkowej, spółdzielczej wspólnoty, niezliczone paranoje
i totalnie absurdalne zachowania mieszkańców osiedli znam na wskroś.
Pomijam powtarzające się i niemal standardowe sytuacje typu: brak
zgody jednego lokatora na zamontowanie domofonu itp. Ostatnio
przekonałem się, że od dziecięcych lat śmieszący mnie serial
„Alternatywy 4”, o tematyce dotykającej i wyśmiewającej właśnie
problemy związane z mieszkaniem w bloku spółdzielczym to tak
naprawdę prawie (żeby nie przesadzić) rzeczywistość. Zawsze byłem
przekonany, że fabuła tej komedii to karykatura mieszkańców
peerelowskich (jeszcze wtedy) blokowisk. Dziś, wzbogacony o
doświadczenie poznawcze zachowań właścicieli mieszkań w jednym z
tarnowskich bloków jestem pewien dokumentalnego charakteru serialu z
wczesnego dzieciństwa.
Pewnego dnia udałem się do domu wybranki mojego serca na kawę. Było
po 14 kiedy do drzwi zapukał pracownik spółdzielni. Sytuacja była
nieznacznie intrygująca, ponieważ prosił on o numer telefonu do
mojego przyszłego teścia, nie zdradzając powodu, dla którego numer
ten chciał poznać. Stwierdził, że ma do niego (ojca wybranki mojego
serca) „sprawę”. Finał tego krótkiego epizodu miał miejsce po
powrocie ojca mojej dziewczyny do domu, kiedy dowiedzieliśmy się
jaki był powód wizyty pracownika spółdzielni. Pan, który przerwał
nam (mi i mojej przyszłej, mam nadzieję żonie) picie kawy, w celu
uzyskania numeru telefonu do mojego przyszłego (mam nadzieję) teścia
zadzwonił na uzyskany numer telefonu tylko po to aby z zażenowaniem
(jak sądzę), dla formalności spytać czy rodzice mojej przyszłej żony
nie trzymają przypadkiem w piwnicy podpiętej do prądu lodówki.
Telefon pracownika spółdzielni do mojego przyszłego teścia był
konieczny, ponieważ jeden z mieszkańców bloku sumiennie doniósł, iż
ma poważne podstawy sądzić, że w piwnicy rodziców mojej dziewczyny
znajduje się podpięta do prądu i uruchomiona lodówka. Dodatkowo od
mojego przyszłego szwagra dowiedziałem się, że doniesienia na moich
przyszłych teściów (mam nadzieję) o identycznej treści miały już
wcześniej miejsce.
W dzisiejszych czasach, w zatłoczonych miastach trudno o kawałek
miejsca dla siebie. Mieszkania są małe, ciasne i przeludnione, a
wszechogarniający tłok w prężnie rozrastających się metropoliach
naszego kraju nie zapowiada poprawy, wręcz przeciwnie – zwiastuje
pogorszenie warunków egzystencji ludzi pod względem przestrzennym.
Również lokal, który zamieszkuje moja dziewczyna wraz z rodziną nie
należy do dużych, a już kuchnia jest wyjątkowo tam ciasna. Być może
siłą takiej właśnie logiki, urojenie sąsiada moich przyszłych
teściów stało się realne i wiarygodne. Cenne uwagi mieszkańca
klatki, w której znajduje się mieszkanie wybranki mojego serca
doprowadziłyby do schwytania i pociągnięcia do odpowiedzialności
piwnicznego złodzieja prądu, a być może do odkrycia olbrzymiej
działalności przestępczej, polegającej na nachalnym pozyskiwaniu
przy pomocy urządzeń AGD prądu z piwnicy, za który wspólnie płacą
wszyscy lokatorzy bloku. Oczywiście schwytany złoczyńca sypnąłby
pozostałych członków mafii piwnicowej dzięki czemu prąd w piwnicy, a
co za tym idzie olbrzymi majątek lokatorów liczony z pewnością na
Gigawaty energii elektrycznej, które bezdusznie bandyci kradli przy
pomocy urządzeń AGD (nie rozpoznano jeszcze jakich ale lodówki z
pewnością) zostałby uratowany.
Demoniczność lodówki to swoją drogą oddzielna problematyka. Sąsiad
będący autorem całego zamieszania z pewnością zna ogrom szkód
ekonomicznych jakie lodówki z całej polski wyrządzają elektrowniom.
Tak przynajmniej można by przypuszczać po zachowaniu donosiciela,
jak również po powadze samego doniesienia. Nawet pracownik
spółdzielni wyglądał na śmiertelnie poważnego (sądząc po zażenowanej
minie), sprawiał niemal wrażenie Chucka Norrisa łapiącego handlarzy
narkotyków.